Psychiczne nastawienie do gry

„Zagrałem idealnie, przeciwnik miał dwa blanki, nic nie mogłem zrobić.” „Nie widzę błędów w swojej grze.” „Mam nieustannego pecha jeśli chodzi o losowanie liter.”
Tak najczęściej brzmią wymówki po naszych przegranych. Czy mamy prawo narzekać? Czy jest to dla nas dobre? Dziś wpis ze sfery mentalnej 🙂

good-luck-wreath-4

Tak to już bywa, że w losowych grach pojawia się element szczęścia. Szczęście ma różny udział w grach. Wpływ szczęścia zależy przede wszystkim od różnicy poziomów scrabblistów. Gdy na turnieju spotka się gracz z rankingiem +130 z zawodnikiem -110 to nietrudno wskazać faworyta. Zdarza się jednak, że teoretycznie słabszy zawodnik wygra. Wygra popełniając po drodze kilka błędów. Statystycznie nie jest to jednak aż tak rzadkie. Gracz powyżej 130 wygrywa
z zawodnikiem poniżej 110 w około 75% przypadków. Czyli sporo słabszy rankingowo scrabblista wygra z solidniejszym przeciwnikiem tak samo często jak orzeł, bądź reszka pojawi się dwukrotnie z rzędu w rzucie monetą. Prawda, że możliwe?

Tuż po przegranej z gorszym rankingowo graczem nierzadko odczuwamy frustrację, związaną z niefartem. Paradoksalnie, gdy wygramy z lepszym od siebie, rozpiera nas duma i uważamy, że zrobiliśmy wszystko perfekcyjnie. Ile to razy się słyszy, że miałem dzisiaj TYLKO x blanków na xxx gier. Przypominacie sobie, kiedy ostatni raz ktoś powiedział, że miał 85% blanków w turnieju, że wygrał tylko dlatego, że miał sporo szczęścia? Ta zachwiana równowaga pomiędzy dostrzeganiem pecha i niedostrzeganiem szczęścia (na krótką metę nieodzownego w grach losowych) jest zmorą scrabblistów (ale także pokerzystów i hazardzistów). Powiedzmy sobie szczerze, że gdy gramy bardzo dużo partii, element szczęścia jest pomijalny. Statystycznie więcej blanków będą jednak mieli lepsi gracze. Wynika to z prostego faktu, że znają więcej słów, częściej kładą siódemki i losują z woreczka więcej liter.

Wracając jednak do kwestii opisanej na starcie. Czy narzekanie po fakcie może coś zmienić? Odpowiedź zna każdy. Co więcej takie zachowanie może skutkować tym, że w kolejnych grach będziemy popełniać błędy. Okej, są gry, w których po prostu nie idzie wygrać, mimo perfekcyjnej gry. Są jednak zawodnicy, którzy tkwią w przekonaniu, że grają świetnie zawsze i wyrugowali ze swojej taktyki wszelkie możliwe błędy. Najczęściej (zawsze?) są to scrabbliści, którzy nie przeanalizowali w życiu ani jednej swojej partii. Każdemu pechowcowi, polecam na turnieju zrobić pełen zapis partii. Nawet jednej. Następnie wystarczy wpisać ją do Quackle’a i można nabrać trochę pokory. W tym przypadku sprawdza się powiedzenie, że ignorancja jest błogosławieństwem 😉.

Oczywiście sam też kiedyś byłem pewien, że gram super. Dopiero pierwsze analizy gier
z pełnego zapisu, uświadomiły mi, że dupa jestem, a nie scrabblista (było to już po wygraniu przeze mnie paru turniejów). Nie chodzi tu nawet o nieznajomość słów. Byłem zaskoczony, jak wiele prostych z reguły ruchów przegapiałem. Błędy popełnia każdy i to właściwie w każdej grze. Nawet gdyby scalić w jednego gracza Kosza, Morawskiego i Alabrudzińskiego podczas ich najlepszej dyspozycji, to i taki transformers nie ustrzegłby się pewnych niedociągnięć.

W każdym turnieju można zagrać lepiej. Trzeba jednak dążyć do tego, żeby przez złe podejście mentalne nie grać gorzej. Analiza partii to nie tylko trening taktyczny, ale również czas na to abyśmy stwierdzili, jak wiele brakuje nam, nie szczęścia, a po prostu umiejętności. To pozwoli z dystansem podejść do narzekania. Pozwoli nam mniej przejmować się tym czy wylosujemy blanka. Da nam po prostu miejsce w głowie na wymyślanie kolejnych ruchów, a nie rozważanie poprzednich prostych siódemek przeciwnika.

Wielu scrabblistów ma również problem z docenieniem swojej dobrej gry. Każdy z nas przeżywa mocno błędy. Proste błędy, przez które przegraliśmy wygrane gry. Nieproporcjonalnie rzadko jesteśmy jednak szczęśliwi, że potrafiliśmy zagrać dobrze. To też wpływa na to, że napędzamy się w złą stronę. W stronę złości na samego siebie, zamiast próbować się naładować pozytywnym myśleniem. Podobnie ma się sytuacja z uznaniem dla przeciwników. Łatwo rzucić po partii: „graty, z dwoma blanami to nawet moja konkubina ze mną wygrała”, a ciężko przychodzi nam powiedzieć bez ironii „gratulacje, fajnie zagrałeś”.

Mam nadzieję, że te parę uwag, przed nadchodzącym scrabblowym maratonem w Zabrzu, pozwoli Wam z innej strony spojrzeć na podejście do scrabbli. To przede wszystkim zabawa i sposób na spędzenie wolnego czasu. Warto dążyć do tego, żeby była to dobra zabawa i umilenie weekendów. Nie ma co się frustrować. Nie da się wygrać każdej partii.


grafika ze strony: http://minerva5.wordpress.com/2013/07/01/the-myth-of-the-meritocracy-redux-you-are-not-better-than-other-people-no-matter-what-you-think/

6 uwag do wpisu “Psychiczne nastawienie do gry

  1. TC pisze:

    Bardzo dobry artykuł. Trafia w sedno. Problem tylko w tym, by wiedząc o tym wszystkim, co tu zostało napisane umieć po przegranych partiach znaleźć w sobie pokłady spokoju, gdy w środku kipi (czy grało się dobrze, czy źle, chyba nie jest aż tak ważne sekundy po partii).

    Przyznanie – jak piszesz – przed samym sobą, że może jednak nie gram tak super, jak mi się wydaje może obniżyć poziom nerwów, a nawet czasem frustracji… To jednak przede wszystkim chyba też kwestia psychiki. Bez mocnej głowy nie ma czego szukać ani w pokerze, ani w brydżu, ani jakiejkolwiek innej rywalizacji…

    Polubienie

  2. Maciek Ś pisze:

    Nie jestem dobrym graczem, nie mam na pewno czasu na scrabble, treningi, zapewne ograniczają mnie możliwości intelektualne. Ale kilka (może już bliżej 10) lat temu uczyłem sie przyjemności gry w scrabble podpatrując na turniejach Wojtka Obremskiego, Zawsze usmiechnięty, grający na ostatnich stołach, po każdej partii tryskał humorem. I zacząłem sobie mówić, że nie będę się przejmował porażkami, mam sie cieszyc: bo był fajny parner/partnerka, bo postawiłem ciekawą siódemkę, bo przekroczyłem 300… Nie powiem, że jestem w tym mistrzem, ale cały czas się doskonaę:

    Polubione przez 1 osoba

  3. TC pisze:

    Trochę jest też tak, że gdy uda się turniej, podskoczy się trochę w rankingu, człowiek zaczyna myśleć: „hm, no no…” Wtedy właśnie, gdy trafia się partia przegrana po błędzie, partia przegrana 250:480, czy 398:399 przy niezauważonej końcówce, jest szczególnie trudno przełknąć gorycz porażki!

    Podziwiam wielu graczy (tak, Wojtka i Maćka też), którzy umieją z uśmiechem, swobodą, elegancją odejść od stołu.

    Mi, przyznam czasem ciężko, choć też cały czas się uczę. 😉
    Peace.

    Polubienie

Dodaj komentarz